7.01.2017

Hello

Czy można się czuć samotnym mając potencjalnie wszystko? Można. Ja jestem tego dobrym przykładem. Mam świetnego, kochanego faceta, o którym tyle marzyłam i czekałam aż w moim życiu ktoś taki się pojawi. Nie wyobrażam sobie siebie samej z kimś innym niż on. Niby typowe dla zakochanych, natomiast ja mam na myśli wieczność. Gdyby ktoś mi powiedział, że tak bardzo przywiąże się do mężczyzny wyśmiałabym go i to konkretnie. Jest moim przyjacielem, a właściwe przyjaciółką, bo owym "przyjaciółkom" podziękowałam, odcięłam się kilka tygodni po maturze. Dlaczego? Te znajomości dały mi wiele szczęścia, radości czy wspólnych wspomnień ale czegoś brakowało, nie umiem tego nazwać, nie czułam strachu przed tym, że mogę te znajomości stracić. Mój mężczyzna jest też pełnokrwistym samcem, upartym ale przy tym niesamowicie pracowitym i wytrwałym, co bardzo mi imponuje. Kocham go, chociaż ostatni tydzień był dla Nas ciężki. Poprawka... Dla mnie. Moje zmiany humoru, są irytujące, winą obarczam plastry anty, bo łatwiej było mi to powiedzieć niż przyznać się do tego, że chciałabym iść do psychologa. Już kiedyś spotykałam się z psychologiem, zaraz po tym jak mój ojciec zostawił mamę i mnie. Wtedy miałam 7 lat, świat się zawalił i skończył w momencie kiedy wróciłam do domu ze szkoły, a po ojcu nie było śladu. Wbrew temu co mówił, że mnie kocha i nigdy nie przestanie zabrał swoje rzeczy i się nawet nie pożegnał, nie wytłumaczył co się dzieje. Może myślał, że tak będzie łatwiej, tylko dla niego, dla mnie to był jeden z najgorszych momentów, które nadal pamiętam. Siedziałam na podłodze w pokoju i cicho płakałam, żeby nikt nie usłyszał. I teraz chętnie poszłabym do tej samej Pani psycholog co wtedy, zgarnęła moje zaufanie,  czułam się w pełni swobodnie przy niej. Tylko jak mam powiedzieć to mamie czy babci, że chce iść do psychologa? Wizyty są na pewno odpłatne, swoich jako tako pieniędzy nie mam, a kiedy powiem "chce iść do psychologa" to zaczną się pytania, panika, spekulacje co to się stało. Myśle, że za dużo wymagam od K. W głowie ciągle układam sobie jakiś wzór, model naszego związku. Za bardzo idealnego. Porównuje Nas do innych par, co jest zgubne, bo każdy związek jest inny, niby to wiem, tylko ciągle analizuje. 
Zazwyczaj to ja znajdę jakiś pretekst, a właściwie to głupotę i od słowa do słowa zaczyna się kłótnia. Pózniej ja płacze, on się denerwuje, a ja żeby nie wyjsć na rozchwianą emocjonalnie nie mowię nic, bo ryczałabym jak niemowlę. Wczoraj się pokłóciliśmy, ale nie odpuściłam, chodziło akurat o sprawę z której nie zrezygnowałabym nawet jeśli miałby do mnie żal i zachował urazę. Za to dzisiaj w nocy pokłóciliśmy się, zaczęliśmy rozmawiać, pogodziliśmy się pózniej znowu rozmowa i kłótnia, nie obyło się od płaczu z mojej strony, bo teraz płacz to moje drugie imię... Pogodziliśmy się, porozmawialiśmy szczerze, ze spokojem. Wiem,że jak będę się tak czepiać i kłócić o byle co, to w końcu popsuje ten związek. Nie chce być sama, bez niego, nie widzę tego. Boję się, ze go stracę tak jak tatę, którego kochałam nawet ciut mocniej niż mamę w tamtym okresie czasu. Wiem, że traktuje mnie poważnie, tak samo jak i Nasz związek, to mój pierwszy poważny związek, a jego pierwszy tak długi.  Muszę się wewnętrznie ogarnąć, być tolerancyjna dla K. i być parterem, dziewczyną, a nie mamą, która albo mu o czymś przypomina albo na coś narzeka.